Polska piramida
Piramida jako grobowiec, zmumifikowane zwłoki i rzucona klątwa. To nie początek kolejnej opowieści o egipskich faraonach. Na Mazurach w pobliżu granicy z Rosją jest niewielka miejscowość Rapa. To właśnie tu znajduje się polski odpowiednik Gizy. W XVIII wieku Friedrich von Fahrenheit odkupił od Christopha von Rap niewielki majątek na Mazurach. W sąsiadującej z miejscowością Rapa, wsią Bejnuny, ziemianin postanowił wybudować rodową posiadłość. Dziś znajduje się ona w Obwodzie Kaliningradzkim. Nowy właściciel bardzo interesował się kulturą starożytnych Egipcjan. Dużo podróżował, był koneserem sztuki i mecenasem wielu artystów. Ukończył studia na uniwersytecie w Królewcu. Pod wpływem ówczesnej mody na egiptologię Fahrenheit postanowił wybudować sobie niedaleko domu kopię piramidy. Tę nietypową robotę zlecił Thorvaldsenowi, który pod jego mecenatem wyrósł na wybitnego rzeźbiarza. Zależało mu na tym, żeby grobowiec poza walorami estetycznymi przedstawiał również pierwiastki pragmatyczne. Dogłębne badania egipskich piramid sprawiły, że udało im się stworzyć budowlę, która podobno mumifikowała zwłoki. Takie przedsięwzięcie wymagało bardzo dokładnych i precyzyjnych obliczeń. Ściany musiały być nachylone precyzyjnie pod kątem 51°52'. Kanały wentylacyjne również został odpowiednio usytuowane. Głębokość na jakiej umieszczono sarkofag oraz ułożenie zwłok również miały wielkie znaczenie. Grobowiec w Rapie został ukończony w 1811 roku. Jego kwadratowa podstawa ma wymiary 10,4x10,4 metra. Wysokość piramidy wynosi dokładnie 15,9 metra. Pierwsza została pochowana w grobowcu Ninette, córka Fahrenheita. Dziewczynka zmarła tragicznie w wieku zaledwie trzech lat. Odeszła z tego świata krótko po powrocie ojca z zagranicznych podróży. Baron zrozpaczony stratą ukochanej córki, postanowił zapewnić jej życie po życiu. Poprzysiągł sobie, że po śmierci nadrobi stracony czas. W grobowcu zostało pochowanych siedmioro członków rodziny. Pomysłodawca budowy piramidy, Friedrich von Fahrenheit zmarł w 1849 roku. Kiedy posiadłość w Bejnunach przeszła w inne ręce, o piramidzie zapomniano. W czasie I Wojny Światowej rosyjscy żołnierze rosyjscy doszczętnie zdewastowali grobowiec. Również w czasie II Wojny Światowej wojska radzieckie dokonały tu kolejnych spustoszeń. Żołdacy posunęli się nawet do rozbicia sarkofagów i sprofanowania zwłok. Spodziewali się tu skarbów podobnych do tych, jakie znaleziono w Egipcie. Okoliczni mieszkańcy opowiadają, że na grobowcu ciąży klątwa. Jej przyczyną jest wybranie przez rodzinę Fahrenheitów pogańskiego sposobu pochówku. Nie rozkładające się i nie gnijące ciała dawnych właścicieli majątku budziły strach wśród chłopów. Niektórzy podobno widzieli mary i niespokojne duchy wałęsające się po okolicznych lasach. Wszyscy najbardziej bali się zbliżać do piramidy. Jednego roku przyszła zaraza, od której wyginęło bydło z całej okolicy. Wtedy mieszkańcy wsi postanowili definitywnie rozwiązać problem niewygodnego sąsiada. Zniszczyli płyty nagrobne sarkofagów i pourywali mumiom głowy. W ten sposób miała być zdjęta klątwa ciążąca nad rodem Fahrenheitów. Nie wiadomo, ile jest w tej opowieści prawdy. Prawdą jest, że zwłoki leżące w grobowcu są pozbawione czaszki. Jednak autorstwo dewastacji przypisuje się wojskom rosyjskim. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku przypomniano sobie o piramidzie w Rapie. Teren wokół grobowca uprzątnięto. Zwłoki ułożono na powrót w trumnach. Sarkofagi w miarę możliwości naprawiono, a drzwi i okna krypty zabezpieczono. Bioenergoterapeuci przyjeżdżający do Rapy uważają, że grobowiec postawiono w starannie wybranym miejscu. Piramida stoi na podkładzie z polnego kamienia. Eliminuje to działanie złej energii. Miejscowość Rapa położona jest w punkcie przecięcia się trzech linii silnego promieniowania. Łączą one inne miejsca tajemnej mocy. Kształt stropu budowli sprawia, że pozytywna energia zostaje w tym miejscu maksymalnie skumulowana. Podobno to właśnie dzięki niej zwłoki rodziny Fahrenheitów zostały zmumifikowane. Nie wiadomo, ile jest prawdy w tych opowieściach. Kiedy jednak jadąc po mazurskich bezdrożach nagle w środku lasu zobaczymy taki obiekt, to prawie każdemu turyście zimny dreszcz przechodzi po plecach.